Łucja Morkowska
Wernisaż drugiej wystawy Tadeusza Wojnarskiego w Muzeum Polskim 26 sierpnia 1992 – w pierwszym rzędzie gości: Janusz Morkowski, Ernst & Anita Baumann, Ewa Wojnarska, nowy ambasador RP Marek Latyński z żoną Teresą z Potulickich, Krystyna Scheu
Żródło
Muzeum Polskie w Rapperswilu
1973 – 2005
Wspomnienia Lucji Morkowskiej
ARX REGIA ®
Ośrodek Wydawniczy Zamku Królewskiego w Warszawie
Warszawa 2010
ISBN: 9788370221843
Tadeusz Wojnarski, artysta malarz z Zurychu, był naszym wiernym i kochanym przyjacielem. W 1939 roku jako gimnazjalista został wywieziony przez Sowietów z matką i siostrą na Syberię. Niby cudem wydostał się z tysiącami towarzyszy niedoli z tej nieludzkiej ziemi z Armią Polską generała Andersa z Rosji do Persji. Stąd przedostał się z Wojskiem Polskim do Palestyny, gdzie po ukończeniu szkoły awansował na oficera. Jako oficer artylerii wraz z 2. Korpusem Wojska Polskiego wylądował we Włoszech (1944 rok), gdzie wziął udział w szturmie na oblegane od wielu miesięcy Monte Cassino. Za udział w bitwie otrzymał Krzyż Walecznych1.
Ukończył studia w Akademii Sztuk Pięknych w Madrycie i został artystą malarzem. Po przeprowadzce do Zurychu z żoną i trojgiem dzieci podjął pracę nauczyciela rysunku w szkołach miejskich. W 1973 roku rozpoczął wydawanie polskiego miesięcznika w Szwajcarii pod tytułem „Nasza Gazetka» i został jego redaktorem. Tadeusz był inicjatorem i przez wiele lat kierownikiem polskiego ośrodka kultury w Zurychu nazywanego Domem Polskim, w którym przez wiele lat odbywały się niezliczone imprezy i spotkania polskie.
Pewnego razu w początkach 1975 roku powędrowaliśmy z Januszem z na-szego domu przy Föhrliweg w Dübendorfie, przez Föhrlibuck, Glattzentrum i Herzogenmühle, do Tadeusza mieszkającego w Aubrugg, w Zurychu, przy Wiesengrund 112. W mieszkaniu Wojnarskich znajdowało się wiele obrazów świadczących o różnych upodobaniach naszego przyjaciela. Oprócz kilku własnych dzieł i kopii El Greca wisiały tam również obrazy wcześniejszych twórców, które Tadeusz restaurował jako wykwalifikowany konserwator. Marionetki własnej roboty przypominały o czasie spędzonym w Hiszpanii, którą przez kilka lat objeżdżał z żoną, dając przedstawienia swojego teatrzyku marionetek. Skromne dochody z przedstawień pozwoliły państwu Wojnarskim wyżywić pięcioosobową rodzinę. Białe, nader kunsztowne papieroplastyki w ich mieszkaniu pochodziły z kursów klubowych spółdzielni Migros, na których Tadeusz wykonywał je z uczniami3. W centrum mieszkania zrobiła na mnie wrażenie hiszpańska barokowa rzeźba Matki Boskiej z Dzieciątkiem.
Ewa Wojnarska wspaniale nas ugościła, a po omówieniu projektu nowego Muzeum Polskiego (MPR) ruszyliśmy w drogę powrotną do Dübendorfu. Mój mąż natychmiast zaraził Tadeusza swoim zapałem i wizją stworzenia nowego Muzeum Polskiego. Od tego spotkania w każdej chwili mógł liczyć na jego pomoc. Od momentu powstania nowego Muzeum Polskiego w 1975 roku Tadeusz latami nieodpłatnie pomagał nam jako ochotnik przy wielu wystawach. Był niezastąpiony przy kreowaniu dekoracji, zwłaszcza w izbie z polską sztuką ludową. Dostarczył kukły, którym w zależności od stroju nadawał wygląd zuchwałego górala albo krakowianki o łagodnych rysach twarzy. I tak na wiele lat stał się dla nas osobą niezbędną. Muzeum Polskie dysponuje w swoich zbiorach niestety tylko jednym jedynym obrazem olejnym Tadeusza Wojnarskiego, a mianowicie portretem Juliana Godlewskiego z około 1975 roku. W latach 1979 oraz 1992 MPR zorganizowało dwie duże wystawy prac artysty z równoczesnym pokazaniem jego losów jako sybiraka i żołnierza 2. Korpusu Wojska Polskiego pod Monte Cassino ilustrowanych zdjęciami i rysunkami, które wykonywał wtedy jako młody oficer. Za całokształt pracy kulturalnej w Szwajcarii Polska Fundacja Kulturalna „Libertas» w Rapperswilu przyznała mu w 1992 roku Nagrodę im. Juliana Godlewskiego. Rzeczpospolita Polska uhonorowała go Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Już od dłuższego czasu zajmował mnie trójwiersz Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego (z wiersza Liryka, liryka, tkliwa dynamika, 1946):
„Ja jestem Polak,
a Polak jest wariat,
a wariat to lepszy gość!».
Cytując Gałczyńskiego, mogłam niby żartem wyrazić głęboki niepokój z tego powodu, że oprócz pracy zawodowej dla mojego męża liczyło się jeszcze tylko Muzeum Polskie.
Być może taka wyłączność była konieczna dla skutecznego dokonania tak dużego przedsięwzięcia, lecz z normalnością nie miało to nic wspólnego. Nie oszczędzał siebie i niestety nie oszczędzał również swoich najbliższych. Owa wyłączność i stała dyspozycyjność obejmująca wszystkie sprawy polskiego Rapperswilu miały swoją cenę, którą musiała zapłacić jego rodzina. Z braku czasu zrezygnowaliśmy również ze wszystkich znajomości i przyjaźni. Naszymi przyjaciółmi byli wyłącznie ci, którzy działali jako ochotnicy w Muzeum Polskim. Gałczyński nie mógł swego czasu w Polsce wiedzieć, w jak wielkim stopniu jego słowa przez dekady będą się odnosić do pewnego emigranta w Szwajcarii.4 W czasie nieprzerwanego pasma wspaniałych sukcesów po-wstałego od nowa Muzeum Polskiego oraz zdobywania obiektów wystawienniczych i nabywania nieruchomości dla muzeum Janusz w dużym stopniu zapomniał o swoich obowiązkach rodzinnych. Na moje barki spadł wówczas obowiązek zrównoważenia tego odczuwalnego braku i pogodzenia wielu spraw związanych z dziećmi, które do pewnego stopnia zniknęły ojcu z pola widzenia, oraz pogodzenia obowiązków związanych z domem, ogrodem, wie-loma polskimi gośćmi (przy skromnym budżecie domowym), no i moją własną działalnością na rzecz muzeum. Mimo pełnego zaangażowania we wszystkie te sprawy z czasem z przykrością uświadomiłam sobie, że sama nie zdołam sprostać tym wymaganiom. Nie było już nikogo, kto dostrzegałby żywotne potrzeby naszej rodziny. Latami Janusz i cała nasza rodzina mieli służyć wizji wyidealizowanej Polski, a nasze dzieci, wychowane w domowym kulcie idealnej Polski, same musiały się odnaleźć w realnie istniejącej Szwajcarii, bo ich rodzice byli tu cudzoziemcami i niewiele im mogli w tym dopomóc. Przyjaźń mojego męża i Tadeusza Wojnarskiego opierała się na podobnych ideałach i celach. Obaj podejmowali nieustanne starania, by służyć polskiej sprawie. Każdy z nich z losu emigranta zaczerpnął mocne poczucie zobowiązania, aby być przydatnym polskiej wspólnocie i osiągnąć coś pozytywnego, dla polskiej kultury. Gdy więc pewnego razu Tadeusz nas odwiedził, przy nada-rzającej się okazji spontanicznie wypowiedziałam ów trójwiersz Gałczyńskie-go. Po początkowej konsternacji zdołałam uspokoić Tadzia, podając źródło i wskazując, że trójwiersz nie jest mojego autorstwa, lecz pochodzi osobiście od mistrza K.I. Gałczyńskiego. Tadeusz miał coś w sobie z kochanego Don Kichota, z tą istotną różnicą, że w praktyce dużo osiągnął, czego rycerzowi z La Manchy przypisać nie można. Zmarł w sierpniu 1999 roku na raka prostaty. W polskiej gazetce wydawanej w Szwajcarii przezTadeusza Janusz napisało nim nekrolog następującej treści5:
„(…) Był on człowiekiem niecodziennym, pełnym planów, pomysłów i nieustającej aktywności. Wszystko co czynił, robil z sercem i dużym zaangażowaniem. Dlatego chyba tyle przedsięwzięć udawało mu się zrealizować. Jego sukcesy zaskakiwały niejednego, bo był przecież typowym artystą, a nie menadżerem czy człowiekiem pieniądza.«
Łucja Morkowska
Urodzona w Kempten autorka spędziła szkolne lata w Kaufbeuren. Po studiach w Monachium pracowała w liceach w Aschaffenburgu, Bad Godesberg i Kolonii. Od 1964 roku mieszka z rodziną w Szwajcarii.
Poznała język, historię i sztukę polską i przez dziesięciolecia aktywnie wspierała męża w budowie Muzeum Polskiego na Zamku Rapperswil nad Jeziorem Zuryskim.
Po 1991 roku autorka wielokrotnie zwiedzała najważniejsze miejsca kulturowe i krajobrazowe w Polsce.
Przypisy
1 W tym odcinku jest kilka nieścisłości i błędów: Został wywieziony na północny Ural, matka i brat (nie siostra) nie zostali wzwiezieni. W czasie większoci walk we Włoszech był kapralem podchorążnym, awans na oficera dopiero otrzymał krótko przed walką o Bolonię (1945 r). Został odznaczony Krzyżem Waleczności za czyny w bitwie o Bolonię. (https://wojnarskiartysta.art/kalendarium-pl/) – tw jun.
2 Prawidłowy adres był: Opfikonstrasse 158 w Zürich-Auzelg – tw jun.
3 Prawidłowo: Papieroplastyki pochodziły głównie z jego pracy jako dekorator w Migrosie (duża sieć sklepów detalicznych) od momentu przybycia do Szwajcarii aż do rozpoczęcia pracy jako nauczyciel rysunku – tw jun.
4 Jako syn Tadeusza Wojnarskiego mogę potwierdzić, że te słowa również do niego pasowały – tw jun.
5 „Nasza Gazetka», Zurych, 1999, rocznik 26, nr 5 (206)
Wszystkie prawa zastrzeżone dla – Alle Rechte vorbehalten für – All rights reserved by:
Tadeusz Wojnarski 2020-2025
Webdesign: S P E C T A R
Odpowiedyialność – Verantwortung – Responsibility:
Tadeusz Wojnarski (jun.)
Wszystkie prawa zastrzeżone dla Tadeusz Wojnarski 2020-2021 – All rights reserved by Tadeusz Wojnarski 2020-2021
Webdesign: S P E C T A R
Odpowiedyialność – Verantwortung – Responsibility:
Tadeusz Wojnarski (jun.)
Drogim, wiernym przyjacielem był nam malarz-plastyk Tadeusz Wojnarski z Zurychu. Tadeusz został zesłany na Syberię w 1939 roku jako licealista. Tam pozwolono mu zgłosić się do polskiego wojska generała Andersa. Do Palestyny przybył przez Persję z 2 Polskim Korpusem, gdzie uzyskał stopień podpułkownika. Jako oficer artylerii przybył do Włoch z 2 Polskim Korpusem (1944), gdzie brał udział w szturmie na opactwo Monte Cassino, o które toczyły wielomiesięczne walki, za co został odznaczony Krzyżem Walecznych.1
Ukończył Akademię Sztuk Pięknych w Madrycie i został malarzem-plastykiem. Po przeprowadzce do Zurychu wraz z żoną i trójką dzieci został nauczycielem rysunku w zuryskich szkołach średnich.
W 1973 zaczął wydawać polski miesięcznik NASZA GAZETKA w Szwajcarii i został jego redaktorem. Przez wiele lat był prezesem stowarzyszenia DOM POLSKI w Zurychu. Jemu zawdzięczamy powstanie tego polskiego ośrodka kultury w Zurychu Seebach. Od czasu reaktywacji Muzeum Polskiego w 1975 roku był wolontariuszem na wielu wystawach, z których dwie były poświęcone jego twórczości. W uznaniu zasług kulturalnych został odznaczony Nagrodą im. Juliana Godlewskiego przez Polską Fundację Kulturalną Libertas w Rapperswilu w 1992 roku oraz Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski Polonia Restituta odznaczonym przez Rzeczpospolitą Polską.
Pewnego razu wybrałem się z Januszem pieszo z naszego domu nad Föhrliweg przez Föhrlibuck, ośrodek Glattzentrum i Herzogenmühle aż do Aubrugg do T. Wojnarskiego na Wiesengrund 112. W rodzinnym salonie było kolorowe różnorodne świadectwo bogatej działalności naszego przyjaciela. Oprócz kilku własnych (kopie według EL Greco) były też starsze obrazy, które wykonał jako wyszkolony konserwator. Własnoręcznie wykonane marionetki przypominały czasy w Hiszpanii, kiedy swoim teatrzykiem lalek utrzymywał swoją pięcioosobową rodzinę. Białe papieroplastyki pochodziły z kursów Migrosowych, gdzie pracował z uczniami3. Zachwyciła mnie w centrum stojąca hiszpańska rzeźba barokowa Matki Boskiej. Zostaliśmy bardzo miło przyjęci przez Ewę Wojnarską i po przedyskutowaniu wszystkiego na temat projektu dla PMR (Polskie Muzeum Rapperswil) udaliśmy się w drogę powrotną do Dübendorfu. W centrum zaimponowała mi rzeźba hiszpańskiej barokowej Matki Bożej z dzieckiem. Zostaliśmy ugoszczeni przez Ewę Wojnarską i po omówieniu projektu dla PMR (Muzeum Polskie Rapperswil) wróciliśmy do domu do Dübendorfu.
Mój mąż swoim niestrudzonym zaangażowaniem w Muzeum natychmiast zachwycił T. Wojnarskiego i w każdej chwili mógł liczyć na jego pomoc przy wyposażeniu muzeum. Przede wszystkim Tadeusz stał się dla nas niezastąpiony w sali z polską sztuką ludową. Sprowadzał lalki-mankiety, którym w zależności od stroju nadawał brawurowy wyraz górala lub łagodne rysy Krakowianki. Stał się dla nas niezastąpiony przez wiele lat. Niestety Muzeum Polskie posiada w swoich zbiorach tylko jeden obraz olejny Tadeusza Wojnarskiego, a mianowicie portret Juliana Godlewskiego namalowany około 1975 roku.
Raz wyprowadziłem naszego drogiego przyjaciela z równowagi.
Od dawna interesował mnie dwuwiersz z wiersza K. I. Gałczyńskiego („Liryka, liryka, tkliwa dynamika», 1946):
Ja jestem Polak,
a Polak jest wariat,
a wariat to lepszy gość!
Była to dla mnie okazja do żartobliwego wyrażenia mojej (w gruncie rzeczy głębokiej) desperacji, że poza pracą mojego męża w centrum jego myśli znajdowało się Muzeum. Być może ta wyłączność była konieczna do realizacji tak wielkiego projektu, ale z pewnością wykraczała poza jakąkolwiek normalność. Nie znał litości ani dla siebie, ani niestety także dla swoich bliskich. Ta wyłączność i całkowite oddanie się „polskiemu Rapperswilowi» było ceną, jaką musiała zapłacić jego rodzina. Z braku czasu zerwaliśmy wszelkie przyjaźnie, naszymi przyjaciółmi mogli być tylko ci, którzy zgłosili się na ochotnika do PMR. Gałczyński w Polsce nie zdawał sobie wówczas sprawy z tego, jak bardzo przez dziesięciolecia jego wypowiedź odnosiła się do polskiego emigranta w Szwajcarii.
Podczas niepowstrzymanej, błyskotliwej historii sukcesu nowo powstającego PMR i kolekcjonowania należącego do niego zespołu nieruchomości, Janusz4 zupełnie zapomniał o pracy swojego życia rodzinnego. Pozostało mi zrekompensować rażący niedobór i uporać się ze spagatem między dziećmi, które zniknęły z pola widzenia ojca, domem i ogrodem, wieloma polskimi gośćmi (przy skromnym budżecie domowym) i własnym udziałem w muzeum. Pomimo mojego pełnego zaangażowania w każdą dziedzinę pracy, z czasem zdałam sobie sprawę, że sama nie jestem w stanie sprostać różnym wymaganiom. Nie było już nikogo, kto dbałby o żywotne interesy naszej rodziny. Zostaliśmy nieodwołalnie skazani na wyidealizowany świat przeszłości, a nasze dzieci musiały radzić sobie same w elalnie istniejącej Szwajcarii.
Mojego męża i T. Wojnarskiego dzielił niespokojny popęd do działania. Oboje czerpali z losu emigrantów głębokie poczucie obowiązku, by być użytecznym dla Polonii i osiągnięcia czegoś na polu kultury. Pewnego razu, gdy był u nas w domu, przy odpowiedniej okazji spontanicznie opowiedziałam mu dwuwiersz Gałczyńskiego. Po początkowej konsternacji udało mi się uspokoić Tadzia po czystym, polskim dowodzie źródłowym, że wiersz nie jest moim wynalazkiem, ale pochodzi osobiście od mistrza K. I. Gałczyńskiego.
Tadeusz miał w sobie coś z sympatycznego Don Kichota, z tą zasadniczą różnicą, że w praktyce dokonał wielu rzeczy, których rycerzowi z La Manchy nie przypisano. Z okazji swojej śmierci w sierpniu 1999 roku Janusz napisał w polskiej gazetce Tadeusza w Szwajcarii następujący nekrolog5:
„Był on człowiekiem niecodziennym, pełnym planów, pomysłów i nieustającej aktywności. Wszystko co czynił robil z sercem i dużym zaangażowaniem. Dlatego chyba tyle przedsięwzięć udawało mu się zrealizować. Jego sukcesy zaskakiwały niejednego, bo był przecież typowym artystą, a nie menadżerem czy człowiekiem pieniądza.«
Luzia Morkowska
Urodzona w Kempten autorka spędziła szkolne lata w Kaufbeuren. Po studiach w Monachium pracowała w liceach w Aschaffenburgu, Bad Godesberg i Kolonii. Od 1964 roku mieszka z rodziną w Szwajcarii.
Poznała język, historię i sztukę polską i przez dziesięciolecia aktywnie wspierała męża w budowie Muzeum Polskiego na Zamku Rapperswil nad Jeziorem Zuryskim.
Po 1991 roku autorka wielokrotnie zwiedzała najważniejsze miejsca kulturowe i krajobrazowe w Polsce.
Tekst (w języku niemieckim) pochodzi z::
Polenmuseum in Rapperswil 1973 – 2005, Wydawnictwo własne Morkowski, Dübendorf, Szwajcaria 16.8.2008.
Drukarnia: Schnitzerdruck Print und Media GmbH, D-87616 Marktoberdorf, Janstrasse 7.
ISBN: 978-3-9800067-9-8
1 W tym odcinku jest kilka nieścisłości i błędów. Zobacz prawidłowe daty https://wojnarskiartysta.art/kalendarium-pl/
2 Prawidłowy adres był: Opfikonstrasse 158 w Zürich-Auzelg
3 Prawidłowo: Papieroplastyki pochodziły głównie z jego pracy jako dekorator w Migrosie (duża sieć sklepów detalicznych) od momentu przybycia do Szwajcarii aż do rozpoczęcia pracy jako nauczyciel rysunku.
4 Janusz Morkowski, mąż Luzi Morkowskiej. Od 1973 r. był motorem ożywienia Muzeum Polskiego w Rapperswilu., które otworzono w 1975 roku, Został jego pierwszym dyrektorem..
5 NASZA GAZETKA Zürich, 1999, rocznik 26, nr. 5 (206)